Ogólno tematyczne forum patriotów

Ogólnotematyczne forum patriotów... :)

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Komputery

#1 2010-08-03 20:07:58

 KONFuCIUX

KAZNODZIEJA

Skąd: Kaszuby
Zarejestrowany: 2010-02-05
Posty: 3465

Sarkozy opada na dno

Małgorzata Święchowicz

Prezydent Francji mógłby nadal martwić się jedynie plotkami o swoich romansach, gdyby córka miliarderki nie została ugryziona przez muchę, a jej kamerdyner nie wiedział nic o pluskwach

Powiększ zdjęcie
fot. White House
Gdy zostawał prezydentem Francuzi spodziewali się wielkich zmian. No i nie da się zaprzeczyć - w życiu prezydenta wiele się zmieniło. Ledwie w maju 2007 objął urząd, a już w październiku było wiadomo, że rozstanie się z żoną Cecylią. Choć mieli być jak niegdyś JFK i Jackie Kennedy. Nie wyszło. Francuzi nie musieli długo opłakiwać tego związku, bo już w lutym 2008 - zaledwie 3,5 miesiąca po rozwodzie - prezydent wziął ślub z byłą modelką Carlą Bruni. Wszędzie pełno było ich zdjęć z uroczych wakacji w Egipcie albo doniesień w rodzaju: znany włoski projektant dedykował buty z najnowszej kolekcji Pierwszej Damie Francji. Oczywiście to miłe, bo buty ładne, z białej nappy, ze wstawkami z soboli, i nie takie tanie, bo za 1200 euro.

Ale jednak Francuzi już wtedy chyba zaczęli mieć dość tego, że musi ich zajmować nie to, jak prezydent zmienia kraj, a to jak zmienia swoje życie. Mało kto teraz pamięta, ale już wtedy – po ślubie z Carlą - sondaże ostrzegawczo tąpnęły, a Bruno Jeanbart, dyrektor ośrodka badań politycznych Opinion Way przestrzegał: - Francuzi mają wrażenie, że Nicolas Sarkozy zajmuje się nimi w mniejszym stopniu niż sobą. Teraz Sarkozy naprawdę musi zająć się sobą, ale tym razem ciągnie go na polityczne dno bardzo bogata 88-latka.

Liliane Bettencourt to córka założyciela firmy l'Oréal, najbogatsza kobieta we Francji, ma fortunę, którą szacuje się na ponad 20 milardów dolarów i wyraźną słabość do młodszego o 20 lat fotografa Francoise-Marie Barniera. Liliane ma też córkę - Franćoise Bettencourt-Meyers, która od lat nie może spokojnie patrzeć, jak matka hojną ręką wspiera ulubieńca. Rozzłoszczona córka pospisywała darowane mu czeki, obrazy (na przykład Picassa, Matisse'a, Légera, Mondriana), uwzględniła podarowaną kamienicę w pobliżu Ogrodu Luksemburskiego w Paryżu i wyszło jej, że przyjaciel-fotograf dostał już okrągły miliard euro. Matka musi być nie w pełni władz umysłowych - oceniła córka - skoro rozdaje pieniądze. Wniosła w sądzie skargę przeciw fotografowi, który - jej zdaniem - podstępnie i nieustająco wykorzystuje nieprzeciętną hojność starszej pani.

To nie mogło się spodobać Liliane Bettencourt. „Nie wiem, jaka mucha ugryzła moją córkę" - wzdychała starsza pani, ale nadal robiła swoje, czyli wydawała pieniądze. Nie przyszło jej do głowy, że nie tylko córka śledzi jej wydatki. Własny kamerdyner zaczął potajemnie nagrywać rozmowy dotyczące finansów miliarderki. 20 godzin nagrań Pascal Bonnefoy przekazał córce pani Bettencourt, a ta nie wrzuciła ich do głębokiej szuflady. I tak oto dochodzimy jak po sznurku do kłębka, czyli od niesnasek w rodzinie do trzęsienia ziemi na szczytach władzy.

Niedostępny raj

Zawartość nagrań kamerdynera Bonnefoy'a wyciekła do Francuzów dzięki portalowi „Mediapart" - tę internetową gazetę prowadzi były naczelny „Le Monde", Edwy Plenel. Później wzmocnił wstrząs zapisem zeznań księgowej Claire Thibout, która przepracowała dla dziedziców fortuny l'Oréal ponad 10 lat. I - jak się okazuje - nie tylko liczyła pieniądze, ale też zapisywała w notesiku, do kogo wypływają. Po złożeniu razem tego, co nagrał kamerdyner z tym, co znalazło się w notesie księgowej, Francuzi już wiedzą, że nie tylko fotograf wpadał do Liliane Bettencourt po pieniądze.

Po pierwsze odwiedzało ją też wielu prawicowych polityków. Po drugie miliarderka nie rozdawała symbolicznych kwot. W 2007 roku miała ponoć potajemnie przekazać co najmniej 150 tysięcy euro na kampanię prezydencką Nicolasa Sarkozy'ego. Po trzecie -  znaczna część podarowanych na kampanię pieniędzy miała pochodzić z ukrytego przed fiskusem konta. Po czwarte: pieniądze (pakowane grubymi plikami w koperty) ponoć osobiście odbierał Eric Woerth. A to człowiek bardzo ważny dla Sarko.

Woerth w 2007 roku odpowiadał za stronę finansową kampanii prezydenckiej, a dopóki nie wyciekły taśmy kamerdynera i zeznania księgowej, był skarbnikiem rządzącej parti, czyli Unii na rzecz Ruchu Ludowego. Woerth - odkąd wybory prezydenckie wygrał jego szef - jest wiernym ministrem francuskiego rządu. Teraz akurat ministrem pracy, ale jeszcze ostatniej zimy był ministrem finansów. Coraz wyraźniej mówi się nie o aferze kamerdynera (jak ją początkowo ochrzczono), czy aferze Bettencourt (od nazwiska miliarderki), ale aferze Woertha.

Bo oto gdy Woerth był ministrem finansów i krzyczał, że trzeba iść na wojnę z bogaczami, którzy dopuszczają się oszustw podatkowych - miliarderka od l'Oréal ani nie musiała się bać wojny, ani że cokolwiek na niej straci. Dostała bowiem od skarbu państwa 30 milionów euro tytułem nadpłaconych podatków, podczas gdy z ujawnionych nagrań wynika, że - zamiast nadpłacać podatki - niedopłacała.

Pojawiły się zarzuty, że chętnie korzystała z rajów niedostępnych francuskiemu fiskusowi - umknęła jej na przykład konieczność powiadomienia urzędu skarbowego, że ma wyspę w archipelagu Seszeli i trochę gotówki na szwajcarskich kontach (już doszukano się 78 milionów lewych euro). Te wszystkie bombowe informacje mają jeszcze lont: otóż w czasie, gdy Woerth był ministrem finansów i skarbnikiem partii Sarko, jego żona Florence Woerth pracowała w imperium miliarderki jako doradca finansowy.

Poświęceni dla jednego

Woerth oczywiście musi się gęsto tłumaczyć, zrezygnował z funkcji skarbnika rządzącej partii, ale nadal jest ministrem. Jeszcze niedawno uchodził wręcz za faworyta do objęcia urzędu premiera. Pewne jest, że jesienią we Francji dojdzie do rekonstrukcji rządu, ale nie jest już pewne, czy Sarkozy awansuje Woertha odprawiając obecnego premiera Francoise Fillona. Na razie - zamiast o odprawianiu kogokolwiek - Sarkozy musi myśleć o tym, co zrobić, żeby samemu nie zostać odprawionym. „Prezydent w oku cyklonu", „Lawina", „Burza nad Pałacem Elizejskim" - takie tytuły pojawiają się we francuskich gazetach. Zaczyna się gra słów z wykorzystaniem nazwiska ministra (woerth - to z ang. wart). Satyrycy mają używanie rysując prezydenta uwikłanego w aferę przypieczętowaną tak wymownym nazwiskiem swojego ministra - naprawdę można się ubawić widząc, jak Sarkozy w oparach kosmetyków wykrzykuje reklamowy slogan: L'Oreal? Jestem tego wart!

Zresztą po wybuchu afery nie tylko prześmiewcy i nie tylko we Francji zastanawiają się, kto i czego jest wart. „Sarkozy: is he woerth it?" - pyta The Guardian piórem politycznej komentatorki Agnes Poirier. W ciągu trzech lat prezydentury Sarkozy miał wiele szans na wprowadzenie reform, dotąd ich nie wykorzystał - wypomina Poirier. I przepowiada, że skandal może doprowadzić do upadku prezydenta Francji. Tym bardziej, że to nie pierwsze tąpnięcie na szczytach francuskiej władzy.
Dwaj członkowie gabinetu - sekretarz stanu w MSZ Alain Joyandet i sekretarz stanu do sparw rozwoju regionu stołecznego Christian Blanc - musieli się w tym miesiącu podać do dymisji, gdy wyszło na jaw, że nie znają umiaru w wydawaniu publicznych pieniędzy. Blanc wydał 12 tysięcy euro, żeby się miło zaciągnąć ulubionymi hawańskimi cygarami. Joyandet poszedł dalej - wynajął prywatny odrzutowiec za ponad 116 tysięcy euro, aby dostać się na Martynikę. Francuzi zgodnie uznali, że skoro miał tam coś do załatwienia, mógł skorzystać z lotów rejsowych. Sam Sarkozy ponoć naciskał na zdymisjonowanie sekretarzy. Może nawet spodziewał się za to braw, ale nie dostał. Komentarze są jednoznaczne: poświęcił tych dwóch, żeby ocalić tego jednego (czyli Woertha).

Syn na papieża

Zarówno prezydent, jak i minister zaprzeczają, by kiedykolwiek wzięli cokolwiek od pani Bettencourt. I być może tak było. Ale opozycja już krzyczy o skorumpowanym reżimie Sarkozy'ego, funkcjonariusze brygady finansowej przetrząsają biura miliarderki w poszukiwaniu dowodów, a sondaże prezydenckie pikują i zaraz sięgną dna. Z badań przeprowadzonych na zlecenie „Le Figaro" w czerwcu, czyli zanim jeszcze na dobre władza została rażona odłamkami ostatniej afery, Sarko popierało tylko 26 procent Francuzów. To najgorszy wynik od 2007 roku, gdy objął urząd prezydenta. I jedna z najsłabszych ocen, jakie dawano francuskim prezydentom w ostatnich dziesięcioleciach.

Afera mocno nadszarpnęła już i tak kiepską reputację rządzącej centroprawicy. Jedyne wskaźniki, które trzymają się mocno, to te, które dotyczą korupcji i braku zaufania. Według sondażu ośrodka Viavoice dla dziennika „Liberation" z początku lipca, aż 64 procent Francuzów uważa, że przywódcy polityczni są skorumpowani. Według sondażu przeprowadzonego dla Le Parisien/Aujourd'hui en France ponad połowa nie ufa prezydentowi. Nie jest dla nich wiarygodny ani gdy mówi o aferze Woerth-Bettencourt, ani gdy zapowiada reformę emerytalną, ani gdy wspomina o redukcji deficytu.

Francuzi oczywiście mogą na swojego prezydenta narzekać, mogą mu nie ufać, ale z pewnością nie mogą się z nim nudzić. Wiosną - gdy nikt jeszcze nie przeczuwał wybuchu afery korupcyjnej - wszyscy tu żyli tym, czy prezydent zdradza Carlę Bruni z panią minister do spraw ekologii i czy Carla zdradza Sarko z piosenkarzem Benjaminem Biolayem. Przy czym ewentualnych problemów prezydenckiej pary nie maglowało się w maglu - tu plotki tej rangi muszą mieć właściwą oprawę, więc doradcy prezydenta zabrali głos i oznajmili, że plotkowanie to polityczny spisek, dziennikarze, którzy napomknęli o plotkach stracili pracę, a prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie rozpowszechniania plotek.

W październiku ubiegłego roku zaś Francuzi odebrali niezłą lekcję nepotyzmu - syn prezydenta z pierwszego małżeństwa. 23-letni Jean (student prawa) miał zostać przewodniczącym agencji Epad - instytucji zarządzającej największą paryską dzielnicą biznesu La Defense! To ekonomiczne serce stolicy Francji, ma 3 miliony metrów kwadratowych biur, 150 tysięcy ludzi, którzy pracują dla 2,5 tysiąca firm.

Gdy opozycja zaczęła krzyczeć o nadużywaniu władzy, a internauci ścigali się w podpowiedziach, żeby prezydent od razu załatwił synowi stanowisko sekretarza generalnego ONZ, wybór na papieża albo przynajmniej mianował selekcjonerem ekipy futbolowej Francji, młody Jean poddał się i zrezygnował z ubiegania o tak prestiżowe stanowisko. Na pocieszenie dostał miejsce w radzie administracyjnej Epad, co by się raczej nie mogło stać, gdyby nie nazywał się tak jak prezydent.

Francuzom w ogóle jest trudno nie przeżywać spraw rodziny Sarkozy. I zapewne jeszcze wiele razy pojawią się kwestie dziedziców Sarko - 55-letni prezydent ma bowiem jednego wnuka, dwóch synów z pierwszego małżeństwa, jednego syna z drugiego związku, no a teraz, z obecną żoną Carlą Bruni wychowuje też jej dziecko - 8-letniego Aurelien'a.

Pod koniec marca tego roku Bruni w wywiadzie dla dodatku kobiecego dziennika „Le Figaro" powiedziała, że lepiej by było aby Nicolas Sarkozy nie ubiegał się po raz kolejny o prezydenturę. Przypomnijmy tylko: w 2007 poprzednia żona Nicolasa w ogóle nie poszła na niego zagłosować. Oto kobieca intuicja.

Małgorzata Święchowicz
Przekroj.pl


http://img163.imageshack.us/img163/8288/orgazmnaforum2.jpg

Born of Fate, Raised by Prophecy, Chosen as a Saviour, Destined to Destroy

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.nietylkomama.pun.pl www.way-of-shinobi.pun.pl www.bakuganfunpbf.pun.pl www.veterans.pun.pl www.euroteammap.pun.pl