Ogólno tematyczne forum patriotów

Ogólnotematyczne forum patriotów... :)

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Komputery

#1 2010-08-03 20:39:28

 KONFuCIUX

KAZNODZIEJA

Skąd: Kaszuby
Zarejestrowany: 2010-02-05
Posty: 3465

Żołnierze z zaświatów

Pojawiają się nagle. W miejscach dawnych bitew słychać odgłosy walki, szczęk broni i tętent kopyt. Tam, gdzie w przeszłości dochodziło do strasznych rzezi, widmowe armie wciąż toczą upiorną walkę, żeby nagle rozpłynąć się powietrzu z nadejściem porannej mgły.

Brzmi fantastycznie? Są w Polsce miejsca, w których takie rzeczy się zdarzają ponoć naprawdę.

Krzyk w środku nocy
Początek I wojny światowej był okresem zaciekłych walk między dwoma mocarstwami, Austro–Węgrami i carską Rosją. W listopadzie 1914 roku, po początkowych sukcesach wojsk austriackich, armia rosyjska przeszła do kontrataku.

Wojska rosyjskie dotarły w rejon Przełęczy Żebrak i masywu Chryszczatej w Bieszczadach. Tam, w ciężkich, zimowych warunkach utworzył się front. Pod koniec lutego oddziały Austrii przeszły do natarcia. Ich celem było przyjście z odsieczą oblężonej twierdzy Przemyśl.

Walki, w których brało udział ponad 50 tys. żołnierzy, miały wyjątkowo ciężki charakter. Sroga zima, niedostatki zaopatrzenia i ciągły ostrzał artyleryjski dziesiątkowały wojska obydwu walczących stron. Na pobojowiskach okolic Chryszczatej, oprócz wielu rowów strzeleckich, pozostały tysiące poległych.

Mimo, że Austriacy prowadzili w czasie wojny akcję porządkowania pół bitewnych i budowy cmentarzy, po tej bitwie większość z ofiar pozostała jednak na placu boju. Poległych pochowali dopiero okoliczni mieszkańcy. Tutejszy las do dziś kryje dziesiątki anonimowych mogił.

Sławek z Bielska-Białej prosi, żeby nie podawać jego nazwiska.

- Nie chcę, żeby koledzy się ze mnie śmiali – mówi. I zaczyna opowieść o tym, jak wybrał się w okolice Chryszczatej.

- Czasem chodzę w góry z wykrywaczem metalu – opowiada. – Wtedy też przeszukiwaliśmy cały teren. Od razu widać było, że walki w tym rejonie były wyjątkowo ciężkie. Całe poszycie lasu pełnie jest kulek z artyleryjskich szrapneli. Trudno wśród nich wyłowić użyteczny sygnał. A nas interesują części wyposażenia, umundurowania i broń.

- Dzień przyniósł sporo znalezisk: bagnety, tasaki artyleryjskie, klamry od pasa. Zachowała się nawet rosyjska, szklana manierka. Późnym popołudniem, gdy wróciliśmy do namiotu w bazie studenckiej Rabe, spostrzegłem, że nie mam saperki. Musiała zostać tam pod szczytem góry. Było jeszcze jasno, więc postanowiłem  po nią wrócić.

Kiedy Sławek doszedł prawie na szczyt, zaczęło się robić szaro. Bez trudu odnalazł transzeję, w której musiała zostać łopatka. Przedarł się przez zarośla do niezbyt głębokiego wykopu i wtedy usłyszał dość głośną rozmowę. Właściwie były to wykrzykiwane po niemiecku rozkazy.

- Miałem wrażenie, że musiało tam być bardzo wiele osób. Nagle rozległ się świst, jak gdyby ponad szczytem przeleciał pocisk artyleryjski. Zaraz potem usłyszałem nieludzkie krzyki. Miałem wrażenie, jakby wielu ludzi przedzierało się, pędząc na oślep, przez pełen suchych gałęzi las. Ale dookoła nie było nikogo!

Nieoczekiwanie, głośny jeszcze przed chwilą, zgiełk zastąpiła cisza. Odechciało mi się szukania saperki, rzuciłem się biegiem w kierunku obozu. Nie należę do strachliwych, nigdy nie wierzyłem też w duchy.

Ale to, co przeżyłem w Bieszczadach, dało mi do myślenia. Dopiero potem dowiedziałem się, że nie byłem pierwszy. Podobno wiele osób spotkało na stokach Chryszczatej widmową armię.

Aniołowie z Mons
Relacje o widmowych armiach znane są od bardzo dawna. Najstarsze legendy o żołnierzach-widmach znane były już w starożytnej Asyrii, widmowe oddziały szturmowały tam położone na pustyni miasta. Nie brakowało ich w bitwach obydwu wojen światowych ani w czasie walk w Korei i Wietnamie.

Jedną z najsłynniejszych historii, w której główna rolę odegrały duchy, było pojawienie się widmowej armii w Mons w zachodniej Belgii. 23 sierpnia 1914 roku, w czasie zaciekłej walki zwycięstwo zdawało się stawać po stronie atakujących Niemców.

Niespodziewanie jeden brytyjskich żołnierzy zmówił łacińską modlitwę, która sprawiła, że wśród zdumionych żołnierzy zaczęli pojawiać się widmowi łucznicy. Przerażeni Niemcy ginęli dziesiątkami rażeni gradem strzał, choć na ciele żadnego z nich nie pojawiła się widoczna rana.

To zakrawało na cud. Mimo ogromnej przewagi wojsk niemieckich Brytyjczykom udało się powstrzymać natarcie nieprzyjaciela i umożliwić odwrót walczącym u swego boku Francuzom.

Całe to nieprawdopodobne zdarzenie przeszło do historii, a jego bohaterowie nazwani zostali Aniołami z Mons. I choć uważa się je tylko za piękną legendę, wielu żołnierzy, którzy brali udział w tej bitwie zaklina się, że łuczników widzieli naprawdę.

Również Przemek, który mieszka w Lublinie, wspomina podobną historię. On też nie chce ujawniać nazwiska, bo "co powiedzą znajomi".

Kilka lat temu jechał drogą z Tarnawatki do Wieprzowego Jeziora. To, co zobaczył, zostało mu w pamięci na zawsze.

- Była gwiaździsta noc – opowiada. – Mogła być godzina 21.00-21.30, podróżowałem samochodem z żoną. Mijając okolicę starego cmentarza prawosławnego zauważyłem idącą poboczem grupę 4-5 żołnierzy.

Gdy podjechałem bliżej spostrzegłem, że wyglądają jakoś dziwnie, mieli mundury z II wojny światowej i byli jakby… przykurzeni. Tak, jakby wracali właśnie z bitwy. Krzyknąłem do żony, żeby jej pokazać idące postacie i w tym momencie wszystko znikło. Do dziś nie wiem, co o tym myśleć.

Taki biedny wojak
Nie wiadomo, kim były widmowe istoty. Wiadomo natomiast, że pod Tomaszowem Lubelskim odbyły się w 1939 roku dwie bitwy, które uważa się za drugą, po bitwie nad Bzurą, największą batalię kampanii wrześniowej. Pochłonęły ogółem życie ponad 3700 żołnierzy polskich i niemieckich.

W rodzinie Przemka żywa jest również historia o półprzejrzystym żołnierzu widzianym w wodzie pobliskiego jeziora. Okrywał go ścielący się nad taflą jeziora opar. Zauważyły go dzieci. Mężczyzna wyglądał bardzo biednie, miał mundur w nieładzie. Mył twarz nabierając w dłonie wodę z jeziora. Gdy dzieci podeszły bliżej, postać rozmyła się we mgle.

- Takie dziwne zjawiska pojawiają się na ogół tam, gdzie przed laty toczyły się krwawe bitwy. Wygląda to tak, jakby żołnierze nie zauważyli swojej nagłej śmierci. Jakby próbowali doprowadzić podjętą przed laty walkę do końca – twierdzi Rafał Gawron, który penetruje dawne pola bitew.

– Słyszałem kiedyś, że duchy żołnierzy przybywają z zaświatów, żeby dokończyć niezałatwione za życia, ziemskie sprawy. Jeśli to wszystko odbywało się tu w taki straszliwy sposób, to oni jakby trzymają się tego miejsca. Dają o sobie znać przez stuki, hałasy, nawet przesuwanie przedmiotów. Czasem nam, żywym, udaje się to też przeżyć. Ale miłe to nie jest.

O niepokojących odgłosach opowiadają też mieszkańcy okolic Jordanowa. We wrześniu 1939 roku, niemiecki XXII korpus pancerny generała von dem Bacha stoczył bitwę z broniącą Wysokiej i Jordanowa 10. Brygadą Pancerno-Motorową generała Maczka.

Straty po obu stronach były ogromne. Droga wiodąca z Jordanowa do Spytkowic naznaczona została ponad pięćdziesięcioma rozbitymi niemieckimi czołgami. Jeszcze dziś, po tylu latach czasami słychać tu chrzęst gąsienic, komendy, wystrzały i krzyki rannych. Tak, jakby bitwa trwała nadal.

- Czy to można racjonalnie wytłumaczyć? – rozkłada ręce Rafał. – Czy to możliwe, żeby świat żywych i umarłych się wzajemnie przenikały?

(przewodnik.onet.pl)


http://img163.imageshack.us/img163/8288/orgazmnaforum2.jpg

Born of Fate, Raised by Prophecy, Chosen as a Saviour, Destined to Destroy

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.starozytnirycerze.pun.pl www.sbmtechniczna.pun.pl www.superheroes.pun.pl www.tndw.pun.pl www.redmoondk.pun.pl