Ogólno tematyczne forum patriotów

Ogólnotematyczne forum patriotów... :)


#1 2010-06-29 14:51:11

 KONFuCIUX

KAZNODZIEJA

Skąd: Kaszuby
Zarejestrowany: 2010-02-05
Posty: 3465

Wszyscy jesteśmy komunistami - kino Jugosłowiańskie

Dzisiaj w krajach byłej Jugosławii filmy partyzanckie mają status dwuznaczny. Z jednej strony stymulują wciąż żywą "jugonostalgię", z drugiej są traktowane jak muzealny przeżytek. Stanowią więc nie tylko zabytek historii, ale i ostrzeżenie dla władców tego świata przed zbytnim triumfalizmem.

Miłośników filmowej archeologii chciałbym poinformować, że od pewnego czasu ukazują się w Polsce na DVD jugosłowiańskie filmy partyzanckie. Na razie naliczyłem ich dziewięć ("Desant na Drvar", "Republika Użycka", "Bitwa nad Neretwą", "Piąta ofensywa", "Walter broni Sarajewa", "Życie za życie", "Operacja Barbarossa", "Wzgórza Zelengory", "Przeprawa"). Nie tylko ich treść, ale i jakość techniczna jest iście "wykopaliskowa". Większość kopii wygląda tak, jakby właśnie uciekła spod niemieckiego ostrzału. Co gorsza, polski dystrybutor (firma Demel) włożył do ścieżki dźwiękowej hałaśliwego lektora, którego w dodatku nie można wyłączyć, gdyby ktoś chciał wsłuchać się w melodię nieistniejącego już ponoć języka serbsko-chorwackiego.

Dalej – dwa filmy Zdravka Velimirovicia ("Wzgórza Zelengory", "Operacja Barbarossa"), trwające w oryginalnych wersjach ponad 100 minut, wydano u nas w jakichś absurdalnych, siedemdziesięciominutowych skrótach. I oba z... niemieckim dubbingiem, co wygląda doprawdy na swoisty odwet zwyciężonych. Ma to też zresztą zabawne konsekwencje – we "Wzgórzach Zelengory" hitlerowcy wysyłają do partyzantów oddział folksdojczów na przeszpiegi. Szykując się do wymarszu, dywersanci przypominają sobie nawzajem, że odtąd nie mogą już mówić po niemiecku. Ale jak mają, biedni, nie mówić po niemiecku, skoro film jest z niemieckim dubbingiem?!

Zamieszanie panuje także w tytułach. Film "Most" nazywa się na DVD "Przeprawa", a "Devojacki most" ("Dziewiczy most") – "Życie za życie". Słynna swego czasu "Sutjeska" (od nazwy bośniackiej rzeki, nad którą rozegrała się jedna z najcięższych bitew oddziałów marszałka Josipa Broz Tito z okupantem) przechrzczona została na "Piątą ofensywę". Najdziwniejszy jest jednak przypadek filmu "Dvoboj za juznu prugu" ("Bitwa o południową linię kolejową") – wydano go pod tytułem "Operacja Barbarossa" będącym kryptonimem ataku Niemiec na... ZSRR. Jedyne, co łączy tę inwazję z wydarzeniami pokazanymi na ekranie, to krótka wzmianka na początku filmu informująca, że hitlerowcy musieli wycofać część wojsk z Bałkanów na front wschodni i tym samym ułatwili robotę jugosłowiańskim partyzantom. Cały ten burdel wydawniczy wzmaga tylko smutek emanujący dzisiaj ze świadectw przebrzmiałej propagandy. Trudno przecież nie patrzeć na filmy partyzanckie przez pryzmat wojny na Bałkanach w latach 90. ubiegłego wieku, która zakończyła się ostatecznym rozpadem Jugosławii.

Po zwycięstwie nad Niemcami marszałek Tito objął, jak wiadomo, władzę dyktatorską w państwie na kilka dekad.  Prowadził jednak politykę niezależną od ZSRR, a jednocześnie utrzymywał dobre kontakty z Zachodem (słyszałem nawet, że paszport jugosłowiański był najbardziej pożądanym przedmiotem na świecie, dawał bowiem prawo bezwizowego wjazdu do większości krajów na Ziemi). Mieszkańcy cieszyli się względnymi swobodami obywatelskimi, ale zakazem obłożone były wszelkie próby pobudzania nacjonalistycznych sympatii i tęsknot. Polityka wewnętrzna Tity dążyła do umocnienia "jugosłowiańskiej tożsamości" - po śmierci marszałka schowane do szafy pancernej nacjonalistyczne demony wypełzły na nowo. Szyderczo brzmi więc dzisiaj kończący "Piątą ofensywę" ustęp z jugosłowiańskiej konstytucji: "Nikt nie ma prawa zgadzać się na poddanie lub okupację Socjalistycznej Republiki Jugosłowiańskiej ani żadnej jej części".

Filmy partyzanckie powstawały przez cały czas rządów Tity. Z tych, które ukazały się teraz w Polsce, najstarszy, "Desant na Drvar" Fadila Hadżicia, pochodzi z roku 1963, najmłodszy – owa nieszczęsna "Operacja Barbarossa" z 1978 roku (Tito zmarł w 1980). Rzecz jasna, nie szczędzono na nie środków, zaprzęgano do pomocy armię. W scenach batalistycznych nie ma więc fuszerki. Natomiast w warstwie ideowej realizują owe dzieła główne założenia obowiązującej ideologii i oficjalnej wersji historii. Budują mit komunistycznej partyzantki pokazanej tutaj jako ruch oddolny i masowy (w jednej ze scen partyzant zwraca się do sprzyjającego komunistom popa: "Zostawcie to, towarzyszu kapłanie!", w innej pada deklaracja: "Wszyscy teraz jesteśmy komunistami, towarzyszu Tito!"). Gloryfikują postać Naczelnego Dowódcy. Zacierają różnice etniczne – tylko czasami, mimochodem wspomina się, że dany bohater pochodzi ze Słowenii czy Czarnogóry. Podkreśla się też w superprodukcjach, że Jugosłowianie wyzwolili się sami, bowiem pomoc z zewnątrz była zbyt skąpa i przyszła za późno ("Gdy wojna się skończy, nie będziemy nikomu nic winni" – mówi marszałek w "Piątej ofensywie"). Jednocześnie – w imię internacjonalizmu i dobrych stosunków, tak ze Wschodem, jak i Zachodem - pojawia się nieraz postać sympatycznego Rosjanina, Brytyjczyka lub Amerykanina zafascynowanego osobą Tity i walką "narodów Jugosławii".

Najczęściej, jedynie półgębkiem napomyka się o jugosłowiańskich antagonizmach, sugerując zarazem, że skończyły się one wraz z pokonaniem Niemców i zwycięstwem Josipa Broz. Prawie nie mówi się na ekranie np. o istnieniu w czasie wojny skrajnie nacjonalistycznego i faszystowskiego państwa stworzonego przez chorwackich Ustaszów, którzy – notabene – w latach 60. i 70. XX wieku dokonywali zamachów terrorystycznych na jugosłowiańskie placówki. Ich ideologia, niestety, odżyła w Chorwacji w latach 90. podczas wojny o niepodległość. Chętniej przywołuje się Czetników – serbskich zwolenników monarchii, walczących z komunistyczną partyzantką i przez nią pokonanych. Wygłaszane przez Czetników hasła "Wielkiej Serbii" również powrócą, jak złowieszczy refren, pod koniec stulecia.

W partyzanckich filmach występowała, rzecz jasna, czołówka ówczesnych jugosłowiańskich aktorów (wielu z nich zaliczyło co najmniej kilka produkcji tego typu). Ale nie tylko jugosłowiańskich. Najbardziej imponującą obsadę ma "Bitwa nad Neretwą" (1969) Veljko Bulajicia. Ten (nominowany zresztą do Oscara) film może służyć za przykład prawdziwie internacjonalnej współpracy. Nonszalanckiego sapera gra tu bowiem Yul Brynner (który próbuje w heroiczną narrację wprowadzić odrobinę westernowego luzu i wdzięku), przywódcę Czetników – Orson Welles, Włocha przechodzącego na stronę partyzantów – Franco Nero, słoweńskiego gieroja – rosyjski aktor i reżyser, twórca monumentalnej ekranizacji "Wojny i pokoju", Siergiej Bondarczuk (zobaczymy go zresztą znowu we "Wzgórzach Zelengory"), niemieckiego generała – Curd Jürgens. W innej megaprodukcji "Sutjesce" (1973) alias "Piątej ofensywie" Stipe Delicia (nagroda na festiwalu w Moskwie) w marszałka Tito wciela się Richard Burton, zaś w symbol wszystkich cierpiących jugosłowiańskich matek słynna grecka aktorka, Irene Papas.

A jak – abstrahując od historii i ciekawostek produkcyjnych – ogląda się dzisiaj te filmy? Nie najlepiej, prawdę powiedziawszy. Są to bowiem rozdęte wojenne freski, ożywione "Panoramy Racławickie". Ciężkie i nieruchawe mimo licznych wybuchów, strzelanin i innych działań zbrojnych. Doskwiera w nich brak indywidualnego bohatera, który przeprowadziłby nas przez pola bitew. Bohaterem za każdym razem jest zbiorowość, kolektyw, a poszczególne postacie reprezentują "typowe" postawy: herosa, zdrajcy, dzielnej sanitariuszki, mądrego dowódcy, prostego człowieka z ludu, zatroskanego inteligenta itd. itp. Nie brakuje za to ani deklaratywnych dialogów, ani obrazków frontowej miłości, dokucza natomiast deficyt elementów humorystycznych, które rozładowałyby patetyczną atmosferę.

Ciekawostką jest sposób pokazywania postaci Tito – w większości filmów pokazywany jest on albo na wmontowanych w fabułę zdjęciach archiwalnych, albo (w "Republice Użyckiej" Żivorada "Żiki" Mitrovicia) w stylizowanych na dokumenty niemych czarno-białych przebitkach. Tylko tak wielki aktor jak Richard Burton ma prawo przemówić w imieniu Marszałka. W "Piątej ofensywie" Burton jako Tito przechadza się smętnie między swoimi żołnierzami i od czasu do czasu wygłasza jakieś komunały.



Pewną alternatywą dla tych słoniowatych akademii ku czci są dwa filmy Hajrudina Krvavaca  - "Most" (1969) i, zwłaszcza, "Walter broni Sarajewa" (1972). Pierwszy opowiada o akcji partyzantów, którzy muszą wysadzić tytułowy most, by nie przeszły przezeń oddziały niemieckie. Drugi jest wielowątkową historią ruchu oporu w stolicy Bośni. W obu główne role gra najpopularniejszy jugosłowiański aktor, Velimir "Bata" Żivojinović - wystąpił, bagatela, w ponad 270 filmach, a w 2002 roku kandydował nawet w wyborach prezydenckich w Serbii. Cieszy się on także wielką sławą, uwaga!, w... Chinach i to właśnie dzięki "Walterowi...", który stał się w Państwie Środka kolosalnym przebojem. Tamtejsza telewizja regularnie ten film przypomina, a co więcej, Chińczycy kręcą obecnie jego nową wersję w formie serialu!

Dzieła Krvavaca bliskie są takim amerykańskim hitom wojennym  jak "Wielka ucieczka". Film "Walter broni Sarajewa" scharakteryzowałbym nawet jako połączenie westernu z... Hansem Klossem. Wojna pokazana tu została w konwencji przygodowo-szpiegowskiej. Serię intryg i akcji sabotażowych wieńczy spektakularne porwanie niemieckiego pociągu i wysadzenie go w powietrze. Tytułowy Walter, przywódca ruchu oporu, jest postacią tajemniczą i nieuchwytną. Hitlerowski wywiad nie może ani go schwytać, ani nawet rozgryźć jego prawdziwej tożsamości. W ostatniej scenie niemiecki oficer mówi do swojego kolegi po fachu, wskazując na rozciągające się u ich stóp Sarajewo: "To miasto jest Walterem!".

Historia dopisała do tego filmu ponurą puentę. W latach 90. oblężone Sarajewo znowu musiało stać się Walterem. Zaś reżyser, Hajrudin Krvavac, zmarł w nim na samym początku oblężenia, w lipcu 1992 roku. W swoich filmach często stosował motyw przebieranek – Niemcy przebierają się za partyzantów, partyzanci za Niemców. W "Moście" to qui pro quo jest wręcz piętrowe. Hitlerowiec łapie w pułapkę grupę  jugosłowiańskich patriotów, po czym ratuje ją przed plutonem egzekucyjnym i ujawnia się jako partyzancka wtyka w niemieckich szeregach, by na końcu okazać się... niemiecką wtyką w partyzanckich szeregach. Z perspektywy dziejów można te wątki odczytać i tak: Jugosłowianie pod rządami marszałka Tito też musieli różne rzeczy udawać, a po jego śmierci pokazali swoje prawdziwe, nierzadko przerażające oblicza.

Dzisiaj w krajach byłej Jugosławii, zwłaszcza w Serbii, filmy partyzanckie mają status dwuznaczny. Z jednej strony stymulują wciąż żywą "jugonostalgię", z drugiej są jednak traktowane jako "obciach", muzealny przeżytek - zwłaszcza, że nie ma co liczyć na odrodzenie w najbliższym czasie idei Jugosławii, "federacji bratnich narodów". Stanowią więc dzisiaj nie tylko zabytek historii, ale i ostrzeżenie dla władców tego świata przed zbytnim triumfalizmem.

Osobiście jednak żałuję, że z kraju, którego nie ma, ostały nam się głównie twory propagandy. Jugosławia wydała przecież wiele świetnych filmów i ciekawych reżyserów – nie tylko Emira Kusturicę. Nawołuję polskich dystrybutorów DVD oraz organizatorów licznych festiwali, by zechcieli przypomnieć twórczość Aleksandra Petrovicia, Dusana Makavejeva, Boro Draskovicia, Lordana Zafranovicia i kilku innych.

(Bartosz Żurawiecki, Filmweb.pl)


http://img163.imageshack.us/img163/8288/orgazmnaforum2.jpg

Born of Fate, Raised by Prophecy, Chosen as a Saviour, Destined to Destroy

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.scaletuning.pun.pl www.siatkarskagrupa.pun.pl www.chalupnik.pun.pl www.pory-roku.pun.pl www.mistrzowiewf.pun.pl